Rozdział siedemnasty: Zwycięzca


"Nie da się przyspieszyć biegu rzeki lub wschodu słońca ani sprawić, aby drzewa rosły szybciej niż rosną. Wszystko wydarza się wtedy, gdy jest na to gotowe." - Dennis Genpo Merzel  


Po krótkiej chwili szoku, podbiegłem do niej, zamykając ją wreszcie w swoich ramionach. Od razu poczułem się tak, jakbym była przy mnie zawsze, jakby nigdy nie zniknęła. Poczułem znajomy, słodki zapach i miękkość jej kasztanowych włosów. Gdybym teraz zginął, nie miałbym do nikogo pretensji. Mógłbym tak umrzeć. Z nią.
Nie chciałem jej wypuścić. Marzyłem by trwać tak już zawsze, jednak to wciąż nie był koniec. Musiałem wreszcie poznać tę prawdę.
Odsunąłem się trochę, ale wciąż trzymałem dłonie na jej plecach. Jakaś cząstka mnie bała się, że jeśli choć na sekundę nie będę jej dotykać, zniknie.
- Dick - odezwała się wreszcie, otulając mnie ciepłym oddechem. Położyła dłoń na moim policzku, głaszcząc mnie delikatnie - Zarosłeś.
Faktycznie, takie potrzeby jak golenie się, zeszły na dalszy plan. Zaśmiałem się z jej spostrzeżenia. Szybko jednak przestałem się śmiać, myśląc o swojej misji.
- Gdzie byłaś?

Koriand'r wznosiła się szybko w górę, jedną ręką trzymając Slade'a za poły kostiumu. Ziemia była już daleko pod nimi, gdy Slade nagle jednym ruchem wyjął z pasa broń przypominającą pistolet i wycelował w jej serce.
- STAR! - usłyszała w oddali mój głos, ale i bez tego wiedziała, że jest w niebezpieczeństwie. Strzeliła promieniami w Slade'a i jednocześnie poczuła dziwne ukłucie w ramieniu. Nie była dłużej w stanie utrzymać się w powietrzu i zaczęła spadać. Slade wyślizgnął się z jej rąk, a ona utraciła świadomość.


Otworzyła powoli oczy, od razu zauważając, że jest w obcym sobie miejscu. Dookoła niej rozciągały się białe ściany, a ona leżała na zwykłym, szpitalnym łóżku. Do piersi miała podpięte elektrody do EKG (opisała to w inny sposób, ale domyśliłem się, że chodziło właśnie o nie), a obok stał ekran monitorujący pracę jej serca. Ręce miała przymocowane do łóżka metalowymi obręczami. Używając maksymalnie swoich mocy, wyrwała uwięzione kończyny i uciekła oknem. Od razu skierowała się w stronę naszego domu, ale nie zastała tam nikogo, więc postanowiła polecieć do Wieży. Myślała, że spotka Victora albo Gara, ale na całe szczęście trafiła na mnie.
Nie podarowałbym sobie, gdyby któryś z nich spotkał ją pierwszy. 


Opowieść Kori nie odpowiedziała na wiele moich pytań. Co prawda wiedziałem, że prawdopodobnie więził ją Slade, przez cały ten czas, ale wciąż nie wiedziałem co spowodowało u Koriand'r śpiączkę, w którą musiała wpaść oraz jaki cel miał Slade. Jaką bronią dysponował , skoro potrafił uśpić kosmitkę? I wyglądało na to, że uprowadzenie Kori przyszło mu do głowy spontanicznie - to wyjaśnia dlaczego tak łatwo potrafiła mu uciec. Nawet nie zauważyłem, że wypowiedziałem swoje myśli na głos.
- Musiałam dostać wstrząsu anafilaktycznego - powiedziała Kori, kładąc w zamyśleniu palec wskazujący na ustach.
-
C-co? - byłem zdziwiony, że wiedziała, co to jest. Po prawdzie, mieszkała na Ziemi już kilkanaście lat, ale wciąż różne zwroty były dla niej nie zrozumiałe. Aż tu nagle...
- Oglądałam o tym program w telewizji - wyjaśniła w odpowiedzi na moją minę.
- Skąd wiesz, że to był wstrząs? Dlatego zapadłaś w śpiączkę?
- Zdarzyło mi się coś podobnego na Tamaranie, gdy byłam dzieckiem - pomyślała chwilę - Po kontakcie z chromem metalicznym wpadłam w wstrząs i gdyby nie moja K'norfka to być może też skończyłoby się to tak długim snem.
- To...
- Tak - kiwnęła głową - W składzie kuli, którą trafił mnie Slade musiał być chrom metaliczny, na który mam okropną alergię.
- Myślisz, że Slade o tym wiedział...? - zapytałem.

- Wątpię. Ta kula miała zabić, Dick. 
Wypuściłem głośno powietrze z płuc. Tak niewiele brakowało, by...
Nie. Kori żyje i tak pozostanie. Już ja tego dopilnuję. 
- Star, pamiętasz to miejsce, w którym się obudziłaś? - musieliśmy się skupić na konkretach. Prawdopodobnie nie mieliśmy wiele czasu, a istniała szansa, że wreszcie dopadniemy Slade'a. 
- Tak, ale... Dick? - rzuciła, gdy wyczytała z moich ruchów, że mam zamiar natychmiast ruszyć w drogę - Może najpierw pójdziemy po naszych przyjaciół? Każda para rąk się przyda, jeśli Slade naprawdę chce nas zabić. 
To uświadomiło mi, że nasze myślenie jest błędne. Przez te kilka tygodni mógł bez problemu... pozbyć się Koriand'r, gdyby to właśnie planował. Jednak trzymał ją przy życiu, co nie wyjaśnia faktu, że tak łatwo potrafiła uciec. 
- Masz rację, chodźmy po nich - odparłem, 
chwytając ją za rękę i ruszając w kierunku schodów. Gdy weszliśmy do środka, w końcu musiałem ją puścić. Niechętnie, ale uwolniłem jej dłoń, na co ona rzuciła mi pytające spojrzenie - Muszę pójść sam. Jak Mar'i cię zobaczy, to nie pozwoli nam wyjść z Wieży. Obiecasz, że tu poczekasz?
Kiwnęła wolno głową.
- Jak... Jak mój bumgorfek się ma? - zapytała, przykładając dłonie do piersi. 
- Zobaczysz - kącik ust uniósł mi się mimowolnie - Wiele się zmieniła, gdy cię nie było. 
- Jak długo...?
- Kilka tygodni - odpowiedziałem, nim sformułowała pytanie do końca. 

Skręciłem w kolejny korytarz, a Rachel i Victor deptali mi po piętach. Garfield obiecał, że zaopiekuje się Mar'i pod naszą nieobecność, mimo, że nie miał pojęcia, dokąd się wybieramy. Chociaż musiał coś wyczytać z mojej twarzy, bo szczerzył się jak głupi, gdy tylko mnie zobaczył. 
W końcu skręciliśmy ostatni raz, i wreszcie zauważyliśmy Kori, która stała dokładnie tam, gdzie ją zostawiłem. Musiałem się
powstrzymywać, by od razu do niej nie podbiec. 
- O kurde - wyrwało się Victorowi. Parsknąłem śmiechem. Kątem oka zauważyłem, że Rachel się uśmiechnęła. 
- Sprawa jest prosta - odwróciłem się w ich stronę - Musimy znaleźć kryjówkę Slade'a i skończyć to raz na zawsze. 
Koriand'r zaprowadziła nas na drugi koniec miasta, do opuszczonego budynku, pokrytego w większości bluszczem. W jednym z okien roślina była poobrywana, a szyba wybita. Domyśliłem się, że tędy uciekła Kori. Wbiegliśmy do środka, w pełnej gotowości. Wewnątrz było pusto. Co prawda stały jakieś meble, pozbawione kurzu i z widocznym śladem użytkowania, ale nie było tam żadnej żywej istoty. Spóźniliśmy się. Rozluźniłem napięte mięśnie i westchnąłem. No tak, to by było zbyt proste, gdyby tak to prostu tutaj czekał. To wciąż nie koniec.

Wróciliśmy zrezygnowani do Wieży. Rachel poszła do swojego pokoju, zapowiadając, że będzie medytować, a Vic obiecał, że przyjrzy się kamerom monitoringu. Ja i Kori poszliśmy do jej pokoju, z którego dobiegały niepokojące hałasy. 
Na podłodze siedziała Mar'i, śmiejąc się w niebo głosy, a dookoła niej latała zielona papuga, wydająca z siebie okropnie głośny skrzek. Gdy nas zauważyli, Gar zmienił się w człowieka, upadając głucho na podłogę, a Mar'i zerwała się na równe nogi.
- Mar'i! - wyrwało się z gardła Star, która w tym samym momencie podleciała do córki i wzięła ją na ręce. Mar'i uściskała ją, po czym wyrwała się z jej rąk i uniosła się w powietrzu. Kori posłała mi zdziwione spojrzenie.
- To właśnie miałem na myśli - wyjaśniłem - Zmieniła się.
- Ale... jak? - Star uśmiechnęła się, wciąż zaskoczona tym, co widzi.
- Ćwiczyliśmy - Gar machnął ręką, jakby mówił, że to nic takiego.
- Prawdę mówiąc, na razie tylko tyle nam się udało - przyznałem, pocierając kark dłonią - Przynajmniej już nie grozi nam wysadzenie całej Wieży. Na początku było gorąco.
Kori zaśmiała się perliście.
- Ze mną było tak samo - chwyciła małą pod pachy i zakręciła się w piruet - Wszystkiego w końcu się nauczysz, wiesz?
- To samo powiedział mi Galfor - mruknąłem pod nosem. Koriand'r ponownie przeniosła swój wzrok na mnie.
- Byłeś na Tamaranie? - zmarszczyła brwi. Nie byłem pewien, czy w złości, czy w zdziwieniu.
- Nie chciałem... nie chciałem z tym czekać.
Coś w moim głosie sprawiło, że Kori nie pytała o nic więcej. Zamiast tego znów skupiła się na córce, to wznosząc się, to stając na ziemi.
- Widziałaś się z dziadkiem?
- Taak! - odpowiedziała Mar'i zaciskając piąstki na szyi Kori.

Obserwowaliśmy naszą córkę, dopóki jej oddech się nie wyrównał i nie uzyskaliśmy pewności, że śpi. Byliśmy w pokoju Kori, gdzie wraz z Mar'i przesypialiśmy kilkanaście ostatnich nocy.
- Dlaczego wybraliście mój pokój? - spytała Star, jakby czytając mi w myślach.
Siedzieliśmy obok siebie na okrągłym łóżku, tuż obok śpiącej Mar'i. Pogłaskałem małą po włosach, starając się jej nie obudzić.
- Czułem tu twoją obecność. Czuliśmy - poprawiłem się, spoglądając gdzieś w bok. Znów odezwała się we mnie nieśmiałość. Kori rzuciła mi rozbawiony wzrok, zmuszając mnie do spojrzenia jej w oczy.
- Bardzo źle to znosiła? - spytała Koriand'r.
- Dała sobie radę - mruknąłem, wzruszając ramionami. Nie chciałem wspominać ani o moim przygnębieniu, ani o strachu Mar'i. Nic by to nie pomogło. A po co miałem ją martwić? - Gorzej ze mną, jej moce mnie przerosły.
- Naprawdę? - zachichotała cicho, kątem oka zerkając na małe ciałko, zwinięte pod kołdrą w kłębek.
- Rachel bardzo jej pomogła - przyznałem - Dużo medytowały.
- Och, faktycznie to dobry pomysł - przytaknęła, odgarniając kasztanowe włosy na plecy. Nagle wstała - Pora spać.
Przebrała się powoli w koszulę nocną i wtedy zauważyłem opatrunek na jej ramieniu. Wstałem i położyłem ostrożnie dłoń na bandażu. Powiodła wzrokiem za moją ręką i uniosła brwi.
- Nie zauważyłem tego wcześniej.
- Ja też nie - trysnęła zieloną energią z palca, przecinając białą siatkę. Odwijała bandaż, dopóki ze środka nie wypadła zabrudzona gaza, lądując na podłodze, razem z resztą opatrunku, który wypuściła ze swych rąk Star. Naszym oczom ukazało się niewielkie szycie, wykonane z chirurgiczną precyzją. Rana po kuli.
- Sukin...

Komentarze

  1. Nie myśl, że o tobie zapomniałam. Przeczytałam ten rozdział chwile po tym, jak go opublikowałaś, ale nie miałam jak skomentować.
    I wiesz co? Myślałam, że po tych kilku dniach jakoś sensownie uda mi się wszystko ująć, ale ja nadal mam pustkę w głowie. Star nagle wróciła, ale koniec końców nic nie wie o porwaniu. Robin niby się cieszy, ale zaraz potem popada w swoje manie i przypomina o śledztwie. A kiedy już trafiają na miejsce porywacza nie ma. Nie wiem co kombinujesz, ale strasznie mnie nakręciłaś. Tym bardziej kiedy przypomnę sobie jaką rozróbę zrobiłaś poprzednim razem. Tylko, proszę, nie uśmiercaj Garfielda, bo skopię ci dupę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślałam, że umarłaś, ale to nic.
      i luzik, rozrób nie będzie XD

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty