Rozdział szesnasty: Mąż

"Godziny mogą ciągnąć się niczym lata, kiedy się na coś czeka niecierpliwie. Zwłaszcza na coś, czego się jednocześnie pragnie i bardzo obawia." - Tara Hudson


Furię musiałem mieć wypisaną na twarzy, bo gdy reszta mnie zauważyła, ich uśmiechy natychmiast zbladły. Rachel i Garfield wymienili porozumiewawcze spojrzenia i Gar zaczął trajkotać do Mar'i, wyciągając ją z powrotem do wody. Stanąłem nad nimi i odetchnąłem głęboko, próbując się uspokoić.
- Co się stało? - zapytał Victor.
- Co się stało z twoimi oczami? - dodała Rachel - Uleczyć je?
Machinalnie podniosłem dłoń do twarzy, zapominając już o tym, jak bardzo piekły mnie napuchnięte oczy. Kiwnąłem przecząco głową.
- To jest nic - wycedziłem - W porównaniu z tym, co ja mu zrobię, gdy go dorwę.
Vic zerwał się na równe nogi.
- Spotkałeś Slade'a?! - spytał, a ja potwierdziłem kiwnięciem głowy - Żartujesz.
- Rozumiem, że ci uciekł - dodała cicho Rae - Walczyliście?
Usiadłem na ziemi i zamknąłem zmęczone powieki. Zacząłem im opowiadać o tym, co się wydarzyło, a oni słuchali uważnie, przerywając moją historię tylko zaskoczonymi okrzykami.
- Miał tupet wyłażąc z ukrycia - odezwała się Rachel, gdy skończyłem mówić.
- Może bał się wysyłać Granta, w obawie, że wsadzimy go do paki tak jak Rose? - zasugerował Stone - To by pasowało do Slade'a. W sensie, praca w pojedynkę.
- Nie wiem, czy by go to obeszło - mruknąłem - Sam wiesz, co mówił ostatnio.
- Wiem, ale... - pomyślał chwilę Victor - Wydaje mi się, że blefował.
- To znaczy?
- Może chciał cię tylko wybić z rytmu? Nie chciał pokazać, że zależy mu a Rose, ale równocześnie nie chciał, żebyś ją zabił? - zasugerował.
- To i tak bez znaczenia - warknąłem - Liczy się to, że wyszedł z ukrycia. I może to zrobić ponownie. A tylko on może mi powiedzieć, co się stało z Kori.
- Sam nie dasz rady - powiedziała cicho Rachel - Musimy działać razem, tylko tak jesteśmy w stanie przycisnąć go do muru. 

- W końcu go złapiemy - obiecał Stone.
Spojrzałem przed siebie. Gar w postaci delfina pływał po jeziorze, wożąc na grzbiecie roześmianą Mar'i. Nawet jeśli będzie okazja, by schwytać Slade'a, zawsze jedna osoba musi zostać w Wieży, by pilnować Mar'i. Co oznaczało, że musimy dać radę w trójkę.
- Zapłaci za to - dodałem. 



Rozbrzmiała charakterystyczna melodyjka dobiegająca z opancerzenia Stone'a. Kłopoty.
Odkąd zaginęła Koriand'r nie zaatakował żaden przestępca. Właściwie to odkąd tropiliśmy Wilsonów, praktycznie nie mieliśmy innych złoczyńców do pokonania. Jakby obecność Slade'a sprawiła, że cała reszta przestępczego świata, usunęła się w cień.
- Ktoś napadł na bank - poinformował Stone. Nie odezwałem się.
Victor spojrzał na mnie wymownie, czekając na mój ruch.
- Powodzenia - rzuciłem wreszcie i odwróciłem głowę w innym kierunku.
- Nie idziesz...?
- Nightwing umarł w dniu, w którym Slade zniszczył moją rodzinę. - wyjaśniłem - Nigdy więcej nie ubiorę tego stroju.
- Rozumiem cię stary, ale Kori już nie ma... - mruknął Vic - To, że przestaniesz walczyć nic nie...
- Skończyłem z tym. Tym razem na dobre.

Victor wstał powoli z ziemi.
- W razie czego dzwoń - odezwał się Garfield. Vic skinął głową i ruszył na walkę. Odprowadziliśmy go wzrokiem, po czym położyłem się z powrotem na plecach.
- Jesteś pewien? - zapytała Rachel, patrząc na mnie.

- Tak. Teraz muszę tylko dopaść Slade'a. Nikt więcej mnie nie obchodzi. 



Wyjrzałem przez okno, zauważając przed Wieżą Rachel, Garfielda i Mar'i. Wyszedłem na zewnątrz, by zobaczyć, co robią.
Rachel stała przodem do Mar'i coś do niej mówiąc, a Gar stał obok, przyglądając się obu.
- Skup się na szczęściu, Mar'i. Wyobraź sobie, jak cię otacza - tłumaczyła Rae - Pomyśl o jakiejś radosnej chwili i skup się na tym wspomnieniu.
Mar'i stała z przekrzywioną głową, przetwarzając w głowie to, co mówiła Rachel. Po chwili zamknęła oczy, marszcząc w skupieniu czoło. Uniosła się lekko nad ziemią, ale po chwili znów była na ziemi.
- O czym myślałaś? - zapytał z ciekawości Garfield
- O mojej lalce - przyznała od razu Mar'i.
- Hm, to może być trochę za słabe, Mar'i - zastanowiła się Rachel - Spróbuj jeszcze raz. Pomyśl o czymś radośniejszym.
Rachel najlepiej z nas wszystkich rozumiała moce Koriand'r. W końcu jako jedyna przez jeden dzień była w jej ciele. Po tym jak moce Mar'i w końcu się uspokoiły i nie atakowały znienacka, Rachel postanowiła uczyć ją, jak ich używać.
Mar'i ponownie zamknęła oczy i tym razem uniosła się wyżej. Wniosła się w linii prostej na jakieś 5 metrów i otworzyła oczy. Wpatrywała się w nas z uśmiechem na twarzy. Podszedłem bliżej i obserwowałem, jak zadowolona lewituje. Szło jej coraz lepiej. Nagle jej mina zmieniła się i w sekundzie zaczęła spadać. |
Instynktownie podbiegłem i wskoczyłem pomiędzy nią a ziemię, lądując na brzuchu z wyprostowanymi rękoma. Mar'i wpadła prosto na nie. Przeszedł mnie dreszcz, gdy pomyślałem o tym, co by się stało, gdybym nie zdążył.
- Widziałeś jak wysoko byłam? - spytała, czekając na pochwały. Postawiłem ją na ziemi.
- Idzie ci coraz lepiej - zmusiłem się do uśmiechu.
- A teraz, o czym myślałaś? - spytała Rachel.
- O mamie.
To wyjaśniało, dlaczego nagle straciła kontrolę. Musiała wspominać chwile z Kori, po czym przypomniała sobie, że jej mama zniknęła.
- Chyba wystarczy ćwiczeń na dziś - oznajmiłem, kucając przed córką - Co powiesz na lody?
- Taaaak! - wydała z siebie okrzyk, wznosząc się nieco nad ziemią. Chwyciłem ją w locie.
Po zjedzeniu lodów, Garfield namówił nas na wspólną grę w planszówki. Kiedy Rachel wygrała drugi raz z rzędu, wrócił Victor. Porozmawialiśmy chwilę, po czym stwierdził, że pójdzie ulepszać Tercedesa. Jak zwykle. Jak Vic spędzi jeszcze trochę czasu w garażu, to Tercedes będzie miał lepsze ulepszenia niż cała Wieża. 
Położyłem Mar'i spać i ostrzegłem ją, że powałęsam się trochę po Wieży, żeby w razie czego mnie nie szukała. Ostatnie noce przespała spokojnie, więc nie bałem się jej zostawić samej.
Tak naprawdę miałem nieco konkretniejszy cel na spędzenie wieczoru. Mianowicie postanowiłem przewietrzyć się na dachu Wieży.
Chyba wolałem to miejsce od własnego pokoju, od zawsze tak było. Właściwie większość czasu mojego życia w Wieży spędziłem w pokoju dowodów i właśnie na dachu.
Wszedłem na górę i zaciągnąłem się świeżym, wieczornym powietrzem. Słońce już prawie zaszło. Usiadłem na krawędzi, pogrążając się w myślach.
Dziwnie się czułem, znowu tu będąc. Choć ostatnio tak naprawdę odwiedzałem to miejsce tylko w snach. Jednak to wszystko było takie prawdziwe...

Nie wiem, ile czasu spędziłem wpatrując się bezmyślnie w horyzont, ale niebo już dawno przybrało czarną barwę. Wstałem z zamiarem powrotu do środka, ale wtedy z
upełnie jak w tych wszystkich snach, poczułem wzrok na swoich plecach. Odwróciłem się i zamarłem.
Był to widok zupełnie jak ze snu, z tym, że dziewczyna przede mną była starsza i była ubrana w te samą sukienkę, w której widziałem ją po raz ostatni. Wpatrywałem się w nią z niedowierzaniem, marząc, by się nie obudzić.
Ale to nie był sen. Naprawdę tu była, stała przede mną patrząc wprost na mnie. Posłała mi uśmiech.
- Star?

Komentarze

  1. No, no. Co to za zakończenie? Co ona nagle tu robi? Coś mi się wierzyć nie chce, ze Slade od tak ja puścił...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o matko, jaki szybki, krótki komentarz xd

      Usuń
    2. Wybacz, ale pisałam to w pracy. A teraz właśnie się obudziłam, dziś nie jest dla mnie dobry dzień na komentarze xd
      Ogółem rozdział mi się podobał, tylko trochę liczyłam na coś innego po tym jak zakomunikowałaś mi, że coś wrzuciłaś. Już więcej ze mną nie pogrywaj, było mi bardzo przykro.
      Nie sądziłam, że Robin kolejny raz rzuci kostium w kąt. Myślałam, że ta sytuacja bardziej go napędzi do działania.
      I, co jeszcze mnie ruszyło poza nagłym powrotem Kori i rezygnacją Robcia z roli bohatera to fakt, że dlaczego, do cholery, Rae się tak zajmuje Mar'i? Nie ma co robić? Przecież Garfield jest na wyciągnięcie ręki! Niech się zajmie dzikim wężem, a nie robi za nieodpłatną niankę.

      Usuń
    3. ja nic nie mówiłam! wysłanie węża 🐍 się nie liczy -_- no słuchaj, Rae lubi Robcia, więc mu nianczy dziecko, logiczne, nie?

      Usuń
    4. Wysyłanie węża wiele znaczy.
      I nie, nielogiczne. Rae lubi tez dzikie węże a jeszcze ani razu nie widziałam, żebyś o nich wspomniała.

      Usuń
  2. Trochę dziwne, że Dick TERAZ definitywnie kończy z Nightwingiem, gdy jest najbardziej potrzebny. Mógł trochę wcześniej na to wpaść...
    No a zakończenie? Co to ma być? Dawać mi tu kontynuacje, chcę wiedzieć, co się odwala xD

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty