Rozdział czternasty: Detektyw

"Byłaś pod każdym względem wszystkim, czym można być. [...] Gdyby ktokolwiek mógł mnie uratować, byłabyś to Ty." - J. Niven


Fale rozbiły się głośno o brzeg wyspy. Stałem na samym szczycie wieży Tytanów, w swoim kostiumie Robina. Słońce leniwie wyglądało zza horyzontu, a ja chłonąłem ten cały widok. 
Wtem, znikąd, przede mną pojawiła się Gwiazdka. Odgarnęła kasztanowe włosy z twarzy i spojrzała na mnie z niechęcią. 
- Star! - krzyknąłem i zacząłem biec w jej kierunku. Jednak mimo tego, że przebierałem nogami tak szybko, jak potrafiłem - w ogóle nie ruszałem się z miejsca. Wreszcie przestałem, zmęczony tą próbą - Star, pozwól mi...
Nagle poczułem silną potrzebę zamknięcia oczu, co też uczyniłem. Gdy je otworzyłem, sceneria zmieniła się.
Niebo zrobiło się czarne, pojawiły się na nim pierwsze gwiazdy. A Gwiazdka trzymała w objęciach stojącą przed nią Mar'i.
Mar'i stała boso, ubrana jedynie w piżamę. Wyglądała jakby przed chwilą płakała, oczy miała czerwone i podpuchnięte. Gwiazdka pogłaskała ją po głowie, po czym rzuciła mi piorunujące spojrzenie.
- Robin, co ty robisz?

Otworzyłem oczy, dostrzegając znajomy sufit. Spojrzałem na telefon, z zamiarem sprawdzenia godziny. Czy to możliwe, że spałem aż do dziewiątej? Przetarłem zmęczone oczy, a pod powieki wrócił obraz koszmaru, który wyśniłem tej nocy. Wstałem. To kolejna noc, w której przyśniła mi się Koriand'r. Wiem, że te sny coś znaczyły. Bardzo rzadko śniłem, i to zazwyczaj wtedy, gdy mój umysł męczyła jakaś ważna sprawa. Obiecałem sobie w duchu, że zapytam o to Rachel i zacząłem się ubierać. Gdy sięgnąłem po pasek do spodni, wypadł mi z rąk, upadając na podłogę. Klamra wydała głuchy odgłos, budząc przy tym Mar'i. Spojrzała w przód półprzytomna, ale gdy odnalazła mnie wzrokiem, uśmiechnęła się. Odwzajemniłem to i podniosłem pasek z ziemi.
Gdy oboje byliśmy już kompletnie ubrani, poszliśmy do pokoju Beast Boy'a. Zapukałem dwukrotnie, na co drzwi się otworzyły.
Ostatnim razem byłem w jego pokoju jakieś 12 lat temu. Za czasów Tytanów. Mimo upływu czasu mogłem śmiało stwierdzić, że nic się w tym pokoju nie zmieniło. Garfield wspominał, że po rozpadzie Młodych Tytanów, zdarzyło mu się tu mieszkać, ale wygląda na to, że niczego tu nie ruszył. Wciąż stało jego piętrowe łóżko, na ścianach wisiały plakaty już dawno przestarzałych gier... jedyne co się zmieniło to to, że było tu o wiele czyściej niż kiedyś. Wciąż nie było idealnie, ale przynajmniej dało się swobodnie poruszać. Gdzieś z tyłu głowy odnotowałem, żeby powiedzieć Mar'i, że porządek w pokoju jest ważny i żeby nie brała przykładu z wujka Garfielda. 

Gar siedział na dolnym łóżku, z małą walizką pod nogami i coś do niej wkładał.
- Wcześnie wstałeś - zauważyłem, siadając na krześle z kółkami. Mar'i usiadła na podłodze obok mnie.
- O 10 mam się zameldować - wyjaśnił Gar, wrzucając do walizki kilka t-shirtów.
- Jesteś pewien, że chcesz się wyprowadzić? - spytałem.
- Jasne, że chcę - odpowiedział od razu - Ty byś nie chciał? - dodał, puszczając do mnie oko - Gdybyś nie miał dziecka, też wolałbyś żyć na własną rękę, sam.
- Wyrosłem z tego, Garfield. Jedyne, czego bym teraz chciał to mieszkać z Koriand'r.
- No tak - przyznał - Wiadomo, że mając do dyspozycji dziewczynę lub Victora, wybrałbyś to pierwsze, nie? - wywalił język. Przewróciłem oczami zniecierpliwiony jego szczeniackimi odzywkami. Dla mnie bycie z Kori nie było tak płytkie, jak mu się wydawało. Tu chodziło o coś więcej, niż tylko jej cielesność. Garfield skończył się uśmiechać i wysilił się na poważną minę - Wiesz, że żartuję. Też chciałbym, żeby się już znalazła.
- W temacie dziewczyn - rzuciłem - Rachel jeszcze nie przyszła?
- Zaraz powinna być - wyglądał na zadowolonego zmianą tematu - Chyba chce sprawdzić czy nie ściemniam z tym mieszkaniem.
- Albo pomóc ci z bagażem - zaśmiałem się, rzucając obcesowe spojrzenie na jego szczupłe ramiona. Rzucił we mnie butem. Złapałem go tylko dlatego, by nie spadł na głowę Mar'i. Gdy brałem zamach, by mu oddać, w drzwiach stanęła Rachel.
- Nie wiedziałam, że tu jesteś - odparła zawstydzona.
- My tylko... - zacząłem, ale widząc jej uniesioną brew, odłożyłem grzecznie but na ziemię - Żegnaliśmy się.
- O, tak! Wujek Garfield wraca na swoje - powiedział Gar, wstając z łóżka. Mar'i podbiegła do niego i uczepiła się jego nogi. Poczochrał ją po włosach.
- Chyba stracimy darmową nianię - rzuciłem, patrząc na to pożegnanie.
- Mam nadzieję, że jakoś sobie dacie radę - wystawił do przodu dłoń z uniesionym kciukiem.
- Nie ma takiej możliwości, Garfield - obruszyła się Rachel - Gdybyś musiał wyjść, Richard, daj mi tylko sygnał, to od razu się pojawię. O każdej porze dnia i nocy.
- O każdej porze... coo? - zawył Gar - Nawet... - urwał, widząc jej spojrzenie.
- Dziękuję - odpowiedziałem - Postaram się tego nie nadużywać. Garfield patrzył to na Rachel, to na mnie, ale postanowił się już nie odzywać.
Gdy spakował już wszystkie swoje rzeczy, poszliśmy razem do pokoju treningowego, gdzie był Vic. Pożegnaliśmy się z Garem, po czym Rachel, przy użyciu swojej mocy, teleportowała ich do nowego mieszkania Garfielda.

Zebraliśmy się z Victorem, i przenieśliśmy się do salonu.
Vic od razu wskoczył na kanapę i chwycił kontroler. Mar'i wdrapała się za nim, gotowa do podziwiania jego gry. Stone odpalił jakąś kolorową platformówkę i zaczął grać.

- Myślisz, że Rose mówiła prawdę? - zagadnął mnie Victor nie owijając w bawełnę. 
- Z jakiegoś powodu jej wierzę - przyznałem - Wyglądała na wściekłą, gdy wspomniałem Slade'a - odtworzyłem sobie tę scenę w głowie, klatka po klatce.
- Nieźle ich załatwił, u ciebie w domu - przypomniał sobie Vic - Chociaż pewnie tylko blefował z tym, że mu nie zależy. Żebyś nie podciął jej gardła.
- Czy ja wiem, Vic... akurat po Slade'dzie spodziewał bym się takiego wyrachowania - wzruszyłem ramionami - Myślisz, że taki z niego wzorowy tatuś? - prychnąłem.
- Nie mówię o nie wiadomo jakiej miłości, ale żeby pozwolić zabić swoje własne dziecko? - pokręcił głową - Chyba nawet Slade ma jakieś uczucia, nie?
Rzuciłem mu pełne politowania spojrzenie.
- Nie wiem, ale na miejscu Granta i Rose też bym się wkurzył - stwierdziłem - Traktuje ich jak chłopców na posyłki z powodu jakichś naszych starych porachunków, które ich nie dotyczą.
- Może o to się wkurzyła - dodał Victor.
- Może - odparłem, opadając ciężko na kanapę.








Komentarze

  1. Whoo, co to za podejrzane sny?
    OOOOTAAAAAK BBRAE!
    No, powiem ci, że nawet takie niedopowiedzenia sprawiają mi radość. Naprawdę.
    Chociaż przyznaję, wolałabym więcej. Jak przeczytałam, ze lider chce wejść z rana do pokoju Garfielda, od razu pomyślałam, że spotka ich razem, wtulonych w siebie, śpiących.
    Heeej, myślałam, że Robcia olśni, że wpadnie na jakiś genialny trop.
    Hm.
    W każdym razie zgadzam się z nim co do jednego, Slade to psychol, niezdolny do jakichkolwiek uczuć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na 99,9% będzie jutro.
      Wynagrodzę ci te wtrącone niedomówienia. I mam nadzieję, że zaczną się pojawiać częściej, bardziej rozwinięte. ♡

      Usuń
  2. When there's trouble, you know who to call... Teen Ti... Rachel! xD
    Victor w końcu będzie miał spokój w wieży, hah.
    No i te sny Robcia... Hm... On to się lubi zadręczać, Star to mu pewnie w ramiona wpadnie, gdy się znajdzie, a ten jak zwykle się o wszystko obwinia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty