Rozdział piąty: Mąciciel

"Rodzina to nie krew. To ludzie, którzy cię kochają. Ludzie, którzy cię wspierają." - Cassandra Clare. 




W tej samej chwili, w której dowiedziała się, że mamy gości, zdążyła polecieć do kuchni, by zagotować wodę na herbatę. Taka właśnie była Koriand'r. Ja w międzyczasie zaprosiłem Rachel i Garfielda do salonu. 
Gdy usiedli, do pokoju wbiegła Mar'i i w ułamku sekundy już była uwieszona na szyi Logana. 
- Nic ci nie przyniosłem - wyznał Garfield, podrzucając małą. - Bo nie miałem pojęcia, że do was przyjdziemy. To był pomysł cioci Rachel.
Ciocia Rachel posłała mi minę mówiącą: "wcale nie" i podjęła ze mną rozmowę. 
- Byliśmy w okolicy. - wyjaśniła, kładąc sobie dłonie na kolana. - A wiesz, że Garfield nie przeżyłby dnia nie widząc się z Mar'i. 
- To nie do końca tak - wtrącił się Gar, który teraz leżał na podłodze, trzymając moją córkę w wyciągniętych do góry ramionach. - Prędzej nie przeżyłbym dnia, nie widząc ciebie, Rae. 
Rachel przewróciła oczami, chociaż wiedziałem, że lada moment może się zarumienić. Kori w międzyczasie weszła z cukierniczką, którą bez słowa położyła na stoliku, a potem wróciła z powrotem do kuchni. 
- Ja i tak mam coś dla ciebie - odezwała się Mar'i, trącając Garfielda palcem w nos. - Zaraz wracam, wujek.
Wygrzebała się z podłogi i pokracznie pobiegła do swojego pokoju. 
Dawno temu ustaliliśmy z Koriand'r, że Mar'i nie uczy się przez pocałunek, tak jak Tamaranie i prawdopodobnie nie odziedziczyła mocy po matce. Jednak czasami odnosiłem wrażenie, że jest bardziej rozwinięta niż przeciętna dwulatka. Chociaż były to tylko moje przypuszczenia, gdyż nie miałem więcej dzieci. 
Razem z Koriand'r, która niosła napoje, weszła Mar'i, starając się biec szybciej, niż idzie jej matka. Wręczyła Garfieldowi kartkę papieru, na której widniał jakiś rysunek. Podczas, gdy Gar głośno komentował to arcydzieło, Kori rozdzielała między nas szklanki. Czarna kawa dla mnie, miętowa herbata dla Rachel, owocowa dla Logana i kawa rozpuszczalna ze śmietanką dla Koriand'r. Garfield wstał z podłogi, podał mi rysunek, po czym rzucił się na cukier. Naliczyłem tylko pierwsze dwie łyżeczki cukru, nim spojrzałem na kartkę, którą trzymałem teraz w ręku. 
Gdyby nie to, że moja córka użyła zielonej kredki, z pewnością nie poznałbym, że to Garfield w formie psa. Chyba psa. Na pewno jako jakieś zwierzę. 
Przy niej uwielbiał się zmieniać w zwierzęta. A z tego, co kojarzyłem, to gdy nie było Mar'i w pobliżu, w ogóle już nie używał swoich mocy. 
- Bardzo dobrze ci wyszedł, Mar'i - pochwaliłem ją, a kątem oka zauważyłem, że Garfield wciąż słodził swoją herbatę. 
- Co u was słychać? - zapytała Koriand'r, siadając obok mnie. 
- Robię mały remont w mieszkaniu - odezwał się Gar, patrząc prosto na mnie. Zarówno ja, jak i Kori wiedzieliśmy, że to blef. W końcu mieszkał teraz w Wieży, więc domyśliłem się, że mówi to na potrzeby okłamania Rachel. - Ale Rae wspaniałomyślnie mnie do siebie zaprosiła na ten czas. 
- Naprawdę? - ucieszyła się Kori - Mieszkacie razem?
- To nie tak - natychmiast zaprzeczyła Rachel - Po prostu... jakby potrzebował bieżącej wody to zaoferowałam mu moje mieszkanie. To wszystko. Gdybyście byli w takiej sytuacji, też bym wam to zaproponowała. 
Pytanie o stosunki Rachel-Garfield samych zainteresowanych jest jak pytanie o dwie kompletnie różne pary. Gdyby zapytać Rachel, ma się wrażenie, że są dobrymi przyjaciółmi, którzy czasami gdzieś razem wyjdą, lub odwiedzą się nawzajem. Gdyby natomiast zapytać Garfielda, ma się obraz relacji zahaczającej o pełnoprawny związek, z romantycznymi spacerami i wieczorami we dwoje. 
Ciężko stwierdzić, co jest między nimi tak naprawdę. 

Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, czy przypadkiem nie mam nowych wiadomości od Victora. W końcu trochę niespodziewanie przerwałem naszą rozmowę. Nie zawiodłem się. 2 nieodebrane wiadomości. 


Vic, 19:07: spróbuję się czegoś dowiedzieć, ale sam wiesz.
Vic, 19:15: coś mam

Chyba cudem nie zerwałem się od razu z kanapy. Przeprosiłem towarzystwo i wyszedłem, by zaszyć się w spokoju w łazience. Wysłałem mu szybkiego sms-a:

Ja, 19:30: co znalazłeś?
Vic, 19:32: 101, pospiesz się


Wszedłem z powrotem do salonu.
- Wybaczcie - pomachałem telefonem - Ale wzywają mnie do pracy. - czasami używałem pracy jako wymówki, gdy chciałem się wymknąć na akcję.
- O tej godzinie? - mruknął Garfield. Że też musiał się odzywać, gnojek.
- Opowiesz później, widzę, że się spieszysz. Leć! - wygoniła mnie Koriand'r, za co byłem jej w tej chwili wdzięczny. Gdyby tylko wiedziała...

Machnąłem im na pożegnanie, ucałowałem moje dziewczyny i wybiegłem z domu. Szybkim ruchem wsiadłem na motocykl, pierwszy raz od dawna zakładając kask. Moja obolała twarz przypominała mi, żebym nie zgrywał chojraka, tylko po prostu dbał o bezpieczeństwo. Jak nie dla siebie, to chociaż dla żony i córki.
Wrzuciłem bieg i ruszyłem przed siebie. Trasa 101 była długa, ale liczyłem na to, że wypatrzę Tercedesa w tłumie. O ile to nim porusza się Stone. Rozwala ten samochód co drugą akcję, a mimo to, zawsze ma samochód w pogotowiu. Z czasem zaczynam podejrzewać, że trzyma w garażu więcej niż jednego Tercedesa.
Po kilkunastu minutach drogi, skręciłem w 101-nkę, rozglądając się na boki. Po chwili kilkanaście metrów przede mną wylądował swoim jetpackiem Victor. Zatrzymałem się obok niego.
- Masz zapasowy strój? - zapytał, a ja kiwnąłem głową. - To ubieraj się szybko, mamy mało czasu.
Sądząc po sposobie jego transportu, musiał mieć tylko jednego Terceseda. Więc moja teoria okazała się błędna.
Gdy się przebierałem, Vic objaśniał mi szczegóły.
- Śledzę ich od kilkunastu minut. Z daleka, żeby mnie nie zauważyli. Nie widziałem kto jest w środku, ale poznaję rejestrację samochodu. Poza tym takie auto jak to...
- Zero wywodów o samochodach - dodałem natychmiast.
Gdy już byłem gotowy, przerzuciłem nogę przez motocykl i odpaliłem ponownie silnik. Stone, pewnie niechętnie, ale usiadł za mną. Prawdopodobnie korciło go, by znów wsiąść do swojego auta, ale póki co nie miał wyjścia.
- Jedź prosto, zaraz ci ich pokażę. - mruknął Victor, gdy włączyłem się do ruchu. 

Komentarze

  1. Żartujesz ze mnie?
    JAK MOŻESZ POZBAWIAĆ MNIE BBRAE? ;-;
    nadal jest ich malo, chociaz doceniam fakt, ze starasz sie mnie zaspokoic xd
    Pomijam cala akcje, bo dobrze wiesz, ze skupilam sie na Garfieldzie i tekscie "nie przezylbym dnia nie widzac ciebie, Rae"
    Udjxjxjakkxcjsjzockjs
    KOCHAM! ♡♡♡
    DAJ MI WIECEJ, PROOOSZE ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wciąż powtarzam, że to historia o Graysonie, a nie o twoim gamoniu 🤦

      Usuń
    2. Kazda historia jest o Garfieldzie.
      A jak tak sie spierasz, to mogliby spedzac wiecej czasu razem 🤷‍♀️
      O, albo od nastepnego rozdzialu niech to bedzie blog o Garfieldzie i Richardzie i problem rozwiazany ♡

      Usuń
    3. aaaalbo... moze napisz coś swojego? 🤙

      Usuń
  2. To ja tu biegnę po więcej Rav, a ty mnie tak... rozczarowujesz? No nie, żartuje, poczekam cierpliwie na więcej xD.
    Myślałaś może, żeby robić np jeden rozdział a dłuższy? Lepiej się to czyta, piszę z mojego doświadczenia. Raz a porządnie napisać, pozwolić się akcji rozwinąć, bo tak, ledwo człowiek zacznie czytać, to już się kończy i nawet ciężko się wczuć.
    Nie odbieraj moich uwag jako jakichś dogryzek czy whatever, po prostu oferuję darmowe porady, bo sama też otrzymałam ich od pewnej osoby dużo i naprawdę mi to pomogło się rozwinąć pisarsko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chociaż jedna cierpliwa xd
      myślałam o tym, ale nie wiem, czy będzie to dobrze wyglądać, gdy nagle rozdziały będą dłuższe.
      i spokojnie, każda rada jest mile widziana ✊

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty