Rozdział dziesiąty: Ojciec

"Na miłości jako darze spoczywa trudne zadanie - przez cały czas musi przygotowywać własną abdykację. Musimy uczynić samych siebie niepotrzebnymi. Naszą nagrodą powinna być chwila, w której możemy powiedzieć: Już mnie nie potrzebują." - Clive Staples Lewis 


Stanąłem przed ścianą obwieszoną fragmentami gazet. Przeczytałem kilka nagłówków, po czym zauważyłem pomarańczowo-czarną maskę powieszoną obok. Chwyciłem ją w dłoń, gdy do pomieszczenia ktoś wszedł.
- Richard? - odezwała się Rachel. Cisnąłem maskę w kąt.
- Chciałbym pobyć sam.
- Wiem, ale Mar'i o ciebie pyta. Na razie ogląda jak chłopcy grają w gry video, ale... - zaczęła.
- Zaraz wrócimy do domu - podszedłem do niej - Dzięki za pomoc.
- Rich? - zagaiła Rachel. Rzadko używała tego zdrobnienia. Pozwoliłem sobie na nią spojrzeć - Wydaje mi się... że powinniście tu zamieszkać.
- Co?
- Ty mógłbyś znów zająć swój pokój, a Mar'i mogłaby wziąć ten... Koriand'r. Chociaż i tak myślę, że wolałaby spać z tobą. Przynajmniej przez jakiś czas. - odgarnęła włosy za ucho, przenosząc wzrok na podłogę. W pierwszej chwili chciałem odmówić, powiedzieć, że sobie poradzimy. Pomyślałem jednak chwilę nad tą propozycją. Ostatnie tygodnie pamiętałem jak przez mgłę. Odkąd Koriand'r zniknęła, moje życie opierało się tylko na pracy i na opiece nad córką. Oczywiście, jeśli mogłem to tak nazwać, bo prawdę mówiąc bardzo ją w tym czasie zaniedbałem. Mimowolnie do mojej głowy zaczęły napływać obrazy tamtego dnia. Slade. Mar'i z ostrzem przy samym gardle. Kori...
Wyrzucałem sobie, że nie zareagowałem, gdy Koriand'r i Slade byli w powietrzu. Rachel lub Gar mogliby mi pomóc dotrzeć do nich, a wtedy...
Zamiast tego, gdy Kori i Slade wycelowali do siebie nawzajem, oślepił mnie błysk mocy Koriand'r, a następnie zobaczyłem jak spadają. Nim dotarliśmy w miejsce, gdzie mogli spaść, już ich nie było. Jedynym śladem, że kiedykolwiek tam byli, była duża dziura w asfalcie, wyryta zapewne ich spadającymi ciałami. Długie godziny spędziłem na poszukiwaniach, ale bezskutecznie. W planach miałem nawet tortury na Rose i Grancie, ale gdy wróciłem do domu, nikogo już tam nie było.
Gdyby nie duża pomoc ze strony przyjaciół, byłoby ze mną ciężko. Najwięcej zawdzięczałem Rachel. Przychodziła do nas, by zająć się moją córką, chociaż wiedziałem, że zabawa z małym dzieckiem nie przychodzi jej łatwo. Gotowała nam obiady na kilka dni, mimo, że nie potrafiła gotować. Zapraszała do siebie. Przyprowadzała Garfielda, by Mar'i miała trochę radości. Czasem wyciągała mnie z domu, żebyśmy wszyscy razem poszli do Wieży. Gdybym był w tym wszystkim sam, nie miałoby to dla mnie takiego znaczenia. Ale przez to, że była jeszcze Mar'i... cieszyłem się, że miała jakieś pozory normalności.
- Chyba masz rację - odpowiedziałem, a Rachel uniosła brwi. Chyba myślała, że będę się spierał trochę dłużej. - Porozmawiam o tym z Victorem.
Wyszliśmy wspólnie z pokoju i udaliśmy się do salonu.
Cała trójka siedziała na kanapie, chociaż Mar'i nie było widać, z racji wzrostu. Garfield i Victor grali wspólnie w jakąś strzelankę, a moja córka kibicowała raz temu, raz temu, w zależności, kto wygrywał. Stanąłem obok nich i poczekałem, aż mnie zauważą.
- Co jest? - spytał Logan, trącając mnie niechcący łokciem.
- Myślisz, że to są odpowiednie treści dla dwulatki? - założyłem ręce na piersi, patrząc na niego z politowaniem - Myślałem, że będziecie grać w tę przygodówkę, co ostatnio.
- Sama wybrała - usprawiedliwił się natychmiast Gar - Ja chciałem odpalić Mega Małpy 7, ale...
- Naprawdę, Garfield? - zmusiłem się do uśmiechu - Dwulatka tobą rządzi? - chwyciłem Mar'i pod pachy i uniosłem w górę. Przerzuciłem ją sobie na bok, opierając jej ciało na moim biodrze. - Hej, Mar'i, mam dla ciebie propozycję.
- Jaką? - zainteresowała się mała.
- Chciałabyś zamieszkać u wujka Victora? - zapytałem prosto z mostu. Garfield i Victor odwrócili się natychmiast w moją stronę. Przeciwnicy w trymiga zestrzelili ich z planszy, ale chłopcy nie przejęli się tym.
- Zwariowałeś? - zapytał Logan.
- Dick, nie ma takiej opcji, zapomnij - prawie warknął Vic. Zdziwiła mnie ich reakcja. 

- Dlaczego? Nie przeszkadzalibyśmy wam aż tak bardzo, tylko... - gdy wypowiedziałem te słowa, twarze chłopaków złagodniały. Już kompletnie mnie zbili z tropu - Co?
- Chcesz, żebym zszedł na zawał w młodym wieku? - zapytał Gar, po czym zaczął się śmiać.
- Zrozumiałem to tak, że chcesz nam podrzucić małą na wychowanie. - wyjaśnił Vic, także się uśmiechając.
- Pogłupieliście? - rzuciłem - Skąd ten pomysł?
- Ostatnio nie najlepiej z tobą, stary. - Victor rzucił pada na łóżko i wstał. - Nie wychodzisz praktycznie z domu, a jak już Rachel cie tu przywlecze to snujesz się po korytarzach bez celu. Albo siedzisz w pokoju Koriand'r - dodał po chwili wahania.
- Co nie znaczy, że chciałbym wam oddać moją córkę - Mar'i spojrzała na mnie, chyba próbując zrozumieć tę rozmowę, więc dałem jej pstryczka w nos, dla odwrócenia uwagi - Jemu to nawet nie powierzyłbym złotej rybki - wskazałem Logana, na to ten prychnął obruszony.
- W takim razie, skoro już się zrozumieliśmy to nie mam nic przeciwko - stwierdził Vic - Wy przynajmniej dołożycie się do rachunków, nie to co ten darmozjad - wskazał Garfielda, który teraz miał oczy zwężone w szparki - Żartuje, groszku. - dał mu kuksańca w bok.
- To nie potrwa długo - obiecałem - Postaram się wziąć w garść.
- Ile będzie trzeba - zapewnił Victor.


Rachel obiecała zająć się Mar'i, podczas, gdy ja poszedłem do swojego nowego pokoju. Było w nim zdecydowanie zbyt wiele odcieni różu i fioletu, ale to była kompletnie nieistotna kwestia, biorąc pod uwagę to, że zapach Koriand'r unosił się tutaj w powietrzu prawie tak dobrze, jak w naszym domu. 
Planowałem następnego dnia przywieźć trochę naszych rzeczy, włączając w to kilka drobiazgów, które należą do Star, a z którymi nie chcę się rozstawać. Jednak dziś było już późno, a ja byłem tak zmęczony, że nie przebierając się, padłem na łóżko. 
Nawet nie wiedziałem, kiedy zasnąłem. W mojej głowie majaczyły różnokolorowe obrazy. Star i ja nad jeziorem, Star i ja na plaży, Star i ja w Wieży, Star i ja w sypialni...
Nagle przez zamknięte powieki zauważyłem zielone światło.
Uchyliłem nieco oko, i zauważyłem znajome, zielone promienie. Wyciągnąłem rękę, pragnąc dosięgnąć Koriand'r, ale natrafiłem na pusty skrawek łóżka. Promienie były dalej niż moją dłoń, czyli Kori musiała stać przed łóżkiem.
- Star - zamruczałem zniecierpliwiony tym, że nie przychodziła. Promienie nagle wystrzeliły w moim kierunku, a ja instynktownie przeturlałem się po łóżku i spadłem na podłogę.
- Tata? - usłyszałem cichy głosik, który mnie otrzeźwił. Otworzyłem oczy. Nade mną stała Mar'i, ale w pierwszej chwili jej nie poznałem. Oczy jeszcze jej błyszczały szmaragdowym błyskiem, po tym jak wystrzeliła promień.
- Mar'i? - rzuciłem w ciemność, bo blask w końcu zgasł.
- Nie chciałam - rzuciła w moją stronę złamanym głosem. Zbierało jej się na płacz - Wujek Victor mnie zdenerwował, chciałam pójść spać i się to światełko pojawiło - mówiąc to, rozpłakała się na dobre. Przytuliłem ją do piersi, pragnąc ją pocieszyć, choć sam byłem zmartwiony. Mar'i miała moc. 


Komentarze

  1. Ja pierdziele, Kibo. XD
    Myślałam, że jednak uśmiercisz Star... Nie dziw mi się, po tym co zrobiłaś poprzednim razem... No cóż. No fajnie, że żyje. Jestem ciekawa jak to dalej pociągniesz.
    Najbardziej spodobał mi się pomysł zamieszkania w Wieży. To jak to teraz będzie, bo o ile nic mi nie umknęło, Garfield też tam jeszcze mieszka i zaprasza na schadzki Rae. No więc co z tą Rae? Czy nie powinna zamieszkać z nimi? (ok, najbardziej chodzi mi o jej mieszkanie z Garfieldem, nie ukrywajmy...) No wiesz, powrót Tytanów i w ogóle...
    Cholerna Mar'i. Wybacz, nic nie zrobię, nie lubię jej. ;-;
    Niby spoko, że ma moce i w ogóle, ale jak on to ogarnie, skoro sam nigdy nie miał z tym styczności? Żal mi go, coś czuję, że skończy z przypalonymi włosami. I może właśnie przez te sfajczone włosy zacznie je zapuszczać. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a skąd wiesz, że ona zyje? 🤔 mogło się z nią stać cokolwiek.
      cieszę się, że raczyłaś to wreszcie przeczytać, tak. w ogóle xD

      Usuń
    2. Mam takie przeczucie. Poza tym napisałaś, że zniknęła, a nie umarła. Nie było ciała ani jej ani Slade, więc najprawdopodobniej mógł ją zranić postrzałem na tyle by straciła przytomność or whatever i wtedy Slade ją zgarnął. A jeśli nie on to jego pociechy, które w ogóle się dla niego nie liczą.
      Przeczytałam to w środku nocy, ale nie miałam siły i nie myślałam na tyle logicznie żeby skomentować. Jesteś u mnie na pierwszym miejscu, więc jak mogłabym zlać świeżutki rozdzialik?

      Usuń
    3. dobra, wybaczam -_-

      Usuń
  2. Cooo tu się wyprawia?
    Star porwana, Mar'i ma moce... a Rachel opiekuje się dzieckiem? I gotuje? Koniec świata, ludzie! Koniec świata nadchodzi! xD
    A w ogóle to ładnie tak porywać Star? Przecież ona powinna na strzępy porozrywać Slade'a za trzymanie ostrza na gardle córki. Pyk! i nie ma Wilsona.
    Teraz szykuje się wielka akcja poszukiwawcza? Już się pakuję i idę z tytanami... Xd... odbija mi juz od tej izolacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no koniec świata xd zwłaszcza jakby sobie przypomnieć te spalone naleśniki Rae 🤭

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty